Złowienie dorodnego okonia wcale nie musi być kwestią przypadku. Każdy, kto myśli podczas wędkowania – łowi duże ryby. Henri opisuje taktykę i metody, którymi można skłonić do brania nawet największego okonia.
Wędkarze przeważnie trafiają na duże okonie zupełnie przypadkowo. Ja zresztą też. W chwili gdy pierwszy dorodny garbus zaczyna swe harce na wędce, popadam w szczególny stan podniecenia. Momentalnie zapominam o szczupakach i sandaczach, choć drapieżniki te miały być głównym celem mojego wypadu nad wodę. Teraz liczą się tylko okonie. Tylko one są w stanie zaspokoić moje ambicje spinningisty. Te cudownie ubarwione ryby wspaniale walczą podczas holu. Hol półtorakilogramowego okonia jest dla mnie znacznie atrakcyjniejszy niż hol nawet dwukrotnie większego szczupaka. Niestety, złowienie dużego okonia wcale nie jest takie proste. Kapitalne garbusy atakują naszą przynętę niezmiernie rzadko. Jeżeli jednak zaczynają dobrze żerować, to dobre brania mogą trwać nawet przez kilka dni z rzędu. Wędkarz, który odpowiednio wykorzysta nadarzającą się okazję, złowi wtedy w krótkim czasie więcej kapitalnych okoni niż przez cały poprzedni sezon.
Dwie taktyki
Duże okonie możemy łowić w dwojaki sposób: albo celowo obławiamy wszystkie miejsca, w których się ich spodziewamy, albo najnormalniej w świecie łowimy szczupaki i sandacze, aż do chwili, gdy duży okoń sam „zawiśnie” na żyłce. Przyznam się, że po wyholowaniu pierwszego dorodnego garbusa, od razu przestawiam się na łowienie tylko okoni. Pozwolę sobie zacząć od omówienia pierwszej taktyki, czyli celowego łowienia tych drapieżników. Okonie zawsze gromadzą się w bardzo charakterystycznych miejscach. W górskich jeziorach zaporowych mogą to być na przykład miejsca w pobliżu brzegów z dużą ilością kamieni (schodzące do wody rumowiska) oraz okolice zatopionych drzew i inne podwodne gąszcze. W naturalnych jeziorach stanowiska dużych okoni znajdują się przeważnie na granicy gwałtowniejszych spadków dna oraz w pobliżu podwodnych górek (na kilku lub kilkunastu metrach głębokości u podstawy górki). Dobrymi łowiskami są też okolice wielkich głazów sterczących z wody. W stawach za najlepsze miejsca na duże okonie uważam „dziury” pomiędzy burzanami roślinności wodnej wychodzącej pod samą powierzchnię oraz okolice mnicha. W rzekach najczęściej obławiam ujścia dopływów, okolice śluz, wodospadów, filarów mostów, mostów pontonowych oraz inne, wyróżniające się czymś „miejscówki”. Duże okonie prawie zawsze wyszukują sobie kryjówki w stosunkowo głębokiej wodzie. Tam też polują. Niestety nigdy nie tak głośno, jak czynią do drobne okonie uganiające się za drobnicą pod powierzchnią wody. Podczas typowania łowiska dużych okoni powinniśmy więc częściej posługiwać się ciężarkiem do sondowania, niż wzrokiem lub słuchem. Przynętę (naturalną lub sztuczną) podajemy możliwie głęboko i jak najbliżej stanowisk ryb. Jeżeli po pięciu, dziesięciu minutach nic się nie dzieje, oznacza to, że w pobliżu nie ma ani jednego głodnego okonia. W przeciwnym wypadku, do brania dochodzi często już podczas pierwszego rzutu. Praktyka dowodzi też, że czasami w dziewięciu na dziesięć wytypowanych łowisk, okonie w ogóle nie chcą brać. Nie należy się jednak tym zrażać. Dziesiąta próba może zakończyć się pomyślnie, a wtedy… Jeżeli brania kończą się zupełnie niespodziewanie, radzę od razu przemieścić się w jakieś inne miejsce. Dzięki temu nie tracimy niepotrzebnie czasu i przeważnie udaje nam się po chwili złowić następną rybę. Niestety nie zawsze będzie to kapitalny egzemplarz, na jaki liczyliśmy, ale ważne, zawsze jakaś ryba. Druga taktyka łowienia dużych okoni jest znacznie prostsza. Po prostu koncentrujemy się tylko na sandaczach lub szczupakach, a „przy okazji” prowokujemy do brania także dużego okonia. Musimy jednak używać wtedy stosunkowo małych przynęt, na przykład meppsów nr 4, średniej wielkości woblerów lub gumowych rybek o długości do 10 cm. Dzięki temu, z jednej strony celowo łowimy sandacze i szczupaki, a z drugiej strony, dajemy szanse na branie także okoniowi.
Pierwszy kontakt
Po pierwszym braniu okonia zmiana przynęty jest raczej błędem. Powinniśmy wykonać nią przynajmniej jeszcze kilka rzutów, żeby przekonać się, czy w dalszym ciągu będzie skuteczna. Dopiero gdy nic się nie dzieje, zmieniamy daną przynętę na jakiś inny „okoniowy smakołyk”. W dalszej części artykułu omówię interesujące, sprawdzone już zestawy na okonie. W głębokich górskich jeziorach zaporowych często szukam dużych okoni spinningując pilkerem. Przynęta ta jest przeważnie znacznie skuteczniejsza niż jakakolwiek przynęta szczupakowa lub sandaczowa. Pilker szybko opada na dno i dzięki temu mogę w stosunkowo krótkim czasie spenetrować kilka obiecujących, a zarazem bardzo głębokich łowisk. Późną jesienią, jeszcze przed nastaniem pierwszych przymrozków, łowiłem już dorodne okonie nawet na głębokości ponad 15 metrów. W momencie, gdy duży okoń, nawet zupełnie niespodziewanie, zaatakuje naszą przynętę, musimy bezwzględnie zachować spokój i wykazać się dużym opanowaniem. Jeżeli bowiem rybie uda się zerwać, z całą pewnością rzuci się do natychmiastowej ucieczki i często może się okazać, że odpłyną za nią także inne okonie obecne w łowisku. Jedynie w bardzo licznych stadach okoni, którym prawdopodobnie „przewodzi” kilka ryb, strata pierwszego holowanego okonia nie jest jeszcze tak tragiczna w skutkach. Drapieżniki nie będą jednak chciały wtedy brać, w każdym razie nie w najbliższym czasie. Z tego też względu, po pierwszym nieudanym kontakcie z rybą, błędem jest dalsze rzucanie w tym samym miejscu. Lepiej spróbować szczęścia gdzie indziej i wrócić w to samo miejsce dopiero za trzydzieści minut lub nawet za godzinę. Być może brzmi to dziwnie, ale możecie mi wierzyć, że w momencie straty po krótkim holu dużego garbusa ja także potrzebuję trochę czasu, żeby dojść do siebie.