Trasy wędrówek leszczy
Leszcze normalnie żerują, gdy temperatura wody wynosi od 4 do 20 stopni. W przypadku ochłodzenia się wody poniżej 7 stopni, apetyt ryb wyraźnie słabnie, szczególnie w łowiskach o wodzie stojącej. W rzekach ryby muszą ciągle poruszać się pod prąd, zużywają więcej energii i dlatego odczuwają głód także przy niskich temperaturach wody. W jeziorach leszcze poruszają się zawsze tymi samymi „trasami” lub trzymają się ulubionych miejsc i bardzo niechętnie je opuszczają, nawet jeżeli wędkarz próbuje je zwabić zanętą denną. Trasy wędrówek i ulubione miejsca postojów trzeba po prostu poznać. Cennymi wskazówkami pomagającymi namierzyć ryby mogą być: zmętnienie wody, wydostające się na powierzchnię pęcherzyki gazu, spławiające się ryby lub relacje miejscowych wędkarzy. Bąbelki gazu uwalniane z podłoża przez żerujące leszcze są wielkości ziarenek grochu i łatwo je zauważyć. W wielu kanałach zlokalizowanie stada żerujących leszczy może być jednak bardzo trudne. Obserwacje są tym trudniejsze, im intensywniejszy jest ruch kursujących statków i barek. W takiej sytuacji pomocna okazuje się pewna sztuczka, niestety trochę żmudna i czasochłonna. Mam tu na myśli badanie dna. Do tego celu potrzebne nam będą: mała plastykowa wanienka, pusta metalowa puszka po konserwie i długi sznurek. W puszce wiercimy trzy otwory (w pobliżu krawędzi) i do każdego z nich przywiązujemy kawałek sznurka. Końce sznurków związujemy ze sobą i dowiązujemy do nich długą linkę (o długości równej szerokości kanału). Do puszki wkładamy kamień i wyrzucamy nasz „probierz dna” jak najdalej od brzegu. Ciągnięta na sznurku puszka napełnia się mułem z dna kanału. Tak jak poszukiwacze złota płuczemy szlam w plastykowej wanience, z tym że interesować nas będą tylko drobne, żyjące w mule zwierzęta bezkręgowe: larwy ochotek, ślimaki, kiełże, i drobne małże. W ten sposób w miarę dokładnie można ustalić, w którym miejscu na dnie kanału znajduje się najwięcej pokarmu. Tam, gdzie jest pożywienie, tam też przeważnie gromadzą się leszcze i inne ryby żerujące przy dnie (karpie, liny).
Chleb jest skuteczniejszy i tańszy
Po zlokalizowaniu miejsca, w którym trzymają się leszcze, możemy przystąpić do nęcenia. Najlepszą i najtańszą zanętą jest stary chleb. Moczymy go w wodzie i ugniatamy na papkę. Następnie mieszamy papkę z suchą tartą bułką lub panierką, aż cała masa nabierze konsystencji umożliwiającej formowanie kul zanętowych. Przez cały tydzień (dzień w dzień) nęcimy wybrane miejsce 10-12 chlebowymi kulami wielkości małych pomarańczy. Jeżeli trafimy później na dobre żerowanie leszczy, złowienie kilku dorodnych ryb powinno być czystą formalnością. Najlepszymi przynętami są w tym momencie ciasta, zagnieciony miąższ lub skórka chleba. Jeżeli wyniki okażą się niezbyt zadowalające, radziłbym dalej nęcić chlebowymi kulami, ale już z dodatkiem niewielkiej ilości małych czerwonych robaków. Te same robaki będą też dobrą przynętą. W niektórych łowiskach duże leszcze wyraźnie preferują chleb, natomiast w innych czerwone robaki. Chleb jest tanią zanętą (przynętą) i łatwo go zdobyć. Zdobycie niezbędnej ilości czerwonych robaków do systematycznego nęcenia przez cały tydzień jest albo trochę kłopotliwe, albo odbija się to na naszej kieszeni. W zależności od upodobań ryb w danym akwenie (cieku) radzę więc łowić tylko na chleb lub na czerwone robaki. Większość wędkarzy łowiących ryby spokojnego żeru zdecydowanie preferuje dziś jako przynętę białe robaki. Uważam, że duże ryby, szczególnie te z największym doświadczeniem, doskonale wiedzą, że białe robaki mogą być niebezpieczne. Rozpracowując nie znaną mi wodę zawsze zaczynam łowić na chleb, dzięki czemu unikam brań niepożądanych ryb, takich jak małe okonie i węgorze. Jeżeli przynęta leży na dnie wśród stada głodnych leszczy, to nawet łowiąc na robaka nie należy spodziewać się brań innych gatunków ryb. Tam gdzie żerują leszcze, nie kręcą się żadne inne mniejsze ryby.
Wielogodzinne wyczekiwanie
Leszcze najlepiej biorą pod wieczór lub wcześnie rano, ale zdarza się też, że zaczynają żerować o bardzo różnych porach. Z tego też względu zmienianie łowiska, gdy nic nie bierze już w kilka minut po zarzuceniu wędki, jest poważnym błędem. Wielokrotnie zdarzało mi się już bowiem przesiedzieć nad wodą pięć, sześć godzin i dopiero wtedy leszcze zaczynały intensywnie żerować. Odradzam łowienie na bardzo cienkie żyłki i zbyt małe haczyki. Jeżeli podczas wędkowania pęknie żyłka lub zerwie się holowana ryba, w większości przypadków oznacza to także natychmiastowy koniec brań. Osobiście łowię na żyłki przyponowe o wytrzymałości 1-2 kg i haczyki nr 10-12. Jeżeli prąd wody nie jest zbyt silny, zdecydowanie preferuję metodę spławikową. Spławik oraz główna śrucina obciążenia mogą być trochę cięższego kalibru. Ostatecznie chcemy przecież, żeby przynęta była zakotwiczona dokładnie w zanęconym miejscu, żeby nie znosił jej prąd wody lub podmuchy wiatru gnające mały spławik po całym jeziorze. Jeżeli leszcze dobrze żerują, nie przeszkadza im ani duży spławik, ani duża śrucina leżąca na dnie.
Tak często, jak to tylko możliwe
Gdy łowimy metodą spławikową oczekiwanie na branie nie jest zbyt monotonne, gdyż spławik w znacznym stopniu absorbuje naszą uwagę. Podczas łowienia metodą gruntową wędkarz często przemieszcza się na brzegu, a tym samym może płoszyć ostrożne ryby. Na zakończenie jeszcze jedna uwaga. Tak często, jak to tylko możliwe, powinniśmy chodzić nad wodę i dokładnie ją obserwować. I to nawet wtedy, gdy nie mamy akurat zamiaru wędkować. Dzięki temu szybko poznamy zwyczaje żyjących w niej leszczy, a to z kolei jest gwarancją udanych połowów w przyszłości.