Po opanowaniu sztuki łowienia na pilkery nic nie stoi na przeszkodzie, żeby szczur lądowy spróbował swych sił w łowieniu na przynęty naturalne. Georg udziela kilku praktycznych porad.
Jedna dla mnie, druga dla rybek – jedna dla mnie, drugą założymy na haczyk…
Krewetki są bardzo smaczne. Przyznam się, że przepadam za krewetkami, zresztą wiele gatunków ryb też. Wystarczy tylko umiejętnie podać im tego małego skorupiaka na haczyku.
Zauważył to nawet mój kolega Henryk (początkujący wędkarz morski), gdy zeszłego lata razem łowiliśmy ryby w norweskich fiordach. Pewnego dnia dorsze przestały zupełnie brać. Zwinęliśmy więc wędki z pilkerami i postanowiliśmy łowić na krewetki. Przynętę tę (zamrożoną) kupiliśmy w dużym sklepie spożywczym. Zarzuciliśmy wędki i już w trzy minuty później rozgorączkowany Henryk oznajmił mi, że ma branie. Szczytówka jego wędki wyginała się w dzikim tańcu, na końcu żyłki szalała jakaś duża ryba.
Mój przyjaciel holował i pompował z dużym wyczuciem, tak więc dopiero po kilku ładnych minutach mogliśmy stwierdzić, że ma na haku miętusa morskiego o masie około 4 kg. Ryba wyszła w końcu na powierzchnię i była tak zmęczona, że podebranie jej wielkim podbierakiem nie stanowiło najmniejszego problemu.
W łowieniu na naturalne przynęty w morzu najpiękniejsze jest to, że na wędkarza ciągle czekają jakieś niespodzianki, w każdej chwili możliwe jest złowienie różnych gatunków ryb, nigdy nie wiadomo, co się za chwilę stanie. Jeżeli ktoś na przykład zdecyduje się spędzić urlop w Norwegii, wynajmie domek (z łódką) w pobliżu jakiegoś fiordu, od razu otwierają się przed nim wspaniałe, różnorodne i niczym nie ograniczone możliwości wędkowania.
– Podczas urlopu złowiłem aż 13 różnych gatunków ryb morskich – pochwalił mi się pewien mój kolega po powrocie z wędkarskiej wyprawy do Norwegii. Następnie wyrecytował jednym tchem: – były to dorsze, czarniaki, rdzawce, plamiaki, czerwone okonie głębinowe, molwy, miętusy morskie, witlinki, wilki morskie, makrele, flądry, wargacze i kurki. Bardzo wątpię, czy udałaby mu się ta sztuka, gdyby łowił tylko na przynęty sztuczne.
Na przynęty naturalne najłatwiej łowi się z łodzi. Wystarczy tylko skompletować niezbędny sprzęt. W zupełności wystarczą tu jedynie solidne wędzisko morskie o długości około 2.5 metra, duży kołowrotek o stałej szpuli lub multiplikator, odpowiedniej wytrzymałości żyłka (monolityczna 0,50 mm lub plecionka 0,30 mm) oraz pewna liczba ołowianych ciężarków o masie od 100 do 500 gramów. Jeżeli dno morza jest nierówne i często zdarzają się zaczepy, powinniśmy raczej zrezygnować ze skomplikowanych przyponów. Lepiej przygotować sobie z półtorametrowego kawałka żyłki odpowiedni zapas przyponów do zestawu paternoster i łowić z jednym, najwyżej dwoma ramionami bocznymi (rysunek 1).
Naciągana rurka
Do ramienia bocznego (troka) przywiązujemy haczyk, na który zakładamy później przynętę. Przypon podczepiamy do żyłki głównej za pośrednictwem dobrej jakości karabińczyka z agrafką. Na samym dole przymocowany jest ciężarek, najlepiej także poprzez agrafkę z karabińczykiem. Troki boczne wykonujemy w całości z żyłki przyponowej albo używamy krótkich ramion (wysięgników) z tworzywa sztucznego lub drutu. Do wędkowania u wybrzeży Norwegii lub Irlandii radziłbym stosować solidne haczyki nr 3/0.
Doskonałymi przynętami są filety z makreli lub śledzi, małe węgorzyce, tobiasze, mątwy i wspomniane już krewetki. Świdraki i pierścienice morskie są także świetne, jednak w sezonie urlopowym w niektórych miejscowościach możemy mieć trudności z kupnem tej przynęty.
Masa ciężarka zależy od głębokości łowiska, siły prądu wody oraz szybkości dryfowania łodzi. W pudełku z akcesoriami powinny więc znaleźć się ciężarki o masie od 100 do 500 g. Najczęściej stosuje się jednak ciężarki o masie od 200 do 300 g.
„Plum!” – zestaw zniknął w wodzie przy burcie łodzi. Po chwili ciężarek opadł na dno (doskonale daje się wyczuć na wędce). Żyłka momentalnie stała się luźna. Teraz kilka obrotów korbką, żeby wybrać luz żyłki i minimalnie unieść ciężarek nad dno. Wszystkie zmysły są naprężone, kciuk spoczywa na żyłce. Na początku nic się nie dzieje. Jedynie wędka delikatnie się przygina pod wpływem kołysania się łodzi. Nie czekam dłużej niż pięć minut, gdy nagle czuję łagodne skubnięcie, a następnie energiczne szarpnięcie. Zacięcie. Ryba! Można rozpocząć hol. Wędkarstwo morskie jest piękne, ale i trochę siłowe. Ciężarek o masie 300 g. ryba. 40-metrowa głębina, napór wody na żyłkę -trzeba się trochę namęczyć, żeby wyciągnąć zdobycz na powierzchnię. Czy coś się stało? Przecież wyraźnie czuję, że mam rybę na kiju, a jednak moja zdobycz pozwala się pompować do góry jak mokry worek. – To zębacz – zauważa Henryk – i od razu sięga po osękę. No tak, nic szczególnego, żaden okaz, na oko ze dwa kilogramy. Zębacze, zwane też katfishami lub wilkami morskimi nie są zbyt walecznymi przeciwnikami, jednak na temat ich wartości kulinarnych nie można powiedzieć ani jednego słowa. – Na pewno jest ich pod nami jeszcze więcej – zauważam – i sięgam do torebki po dwie smakowite krewetki (jedną oczywiście dla mnie). Niestety okazuje się. że ten zębacz był samotnikiem. Łowimy za to pięć ładnych czerwonych okoni i jednego rekina kolenia.