Drodzy Wędkarze. Bieżący rok został ogłoszony przez ONZ Rokiem Ziemi, Celem tej szczytnej idei jest jak najszersze propagowanie wiedzy o funkcjonowaniu przyrody i czyhających na nią zewsząd zagrożeniach. Oprócz manifestowania postaw „proekologicznych” pomysłodawcy tej idei liczą także, a raczej przede wszystkim, na spontaniczne i aktywne działania w terenie, np. zbieranie śmieci, sadzenie lasów, rekultywację terenów przekształconych przez działalność człowieka.
Tego typu akcje są bardzo spektakularne, ale niestety dają tylko pozorne efekty, ponieważ usuwają skutki, a nie przyczynę danego zjawiska.
W Polsce myślenie o środowisku naturalnym jako potencjalnym bogactwie i źródle znacznych dochodów dla państwa jeszcze się nie zakorzeniło. Wiemy o tym dobrze, stykając się z tymi problemami w trakcie wypraw z kijem w ręku, gdy patrzymy na sukcesywnie dewastowane rzeki i jeziora.
Los naszej przyrody spoczywa niejednokrotnie w rękach ludzi niekompetentnych, i to zarówno na szczeblu lokalnym, jak i centralnym. Większość z nich kształcona była po to, by zawracać rzeki, prostować ich bieg i osuszać tereny podmokłe. Do niedawna nie przypuszczali nawet, że „nowoczesna” gospodarka państwowa może zatruwać środowisko. Dzisiaj „działają” na rzecz ochrony środowiska.
Jedną z nielicznych jeszcze szans na ratowanie polskiej przyrody, a zwłaszcza ekosystemów wodnych (rzek, jezior, bagien itd.) jest aktywna działalność wędkarzy. Przykładem może być Towarzystwo Miłośników Parsęty, które obecnie za swój główny cel stawia obronę tej pięknej rzeki przed wprowadzeniem w życie wybitnie absurdalnego planu zagospodarowania jej dorzecza.
Takich idiotycznych pomysłów rodzi się, niestety dużo, zwłaszcza na poziomie gminy i województwa. Wynika to bez wątpienia z krótkowzroczności władz lokalnych, które chcą uzyskiwać większe dochody i nie liczą się ze skutkami tych „cudownych” inwestycji. Dlatego naszym, wędkarzy, zadaniem powinno być tworzenie alternatywnych planów zagospodarowania rzek i jezior pod kątem turystyki wędkarskiej oraz przekonywanie do nich odpowiednich organów administracji i potencjalnych inwestorów. O słuszności i efektywności takich poczynań przekonano się już dawno w krajach skandynawskich, Irlandii, USA, Kanadzie i większości państw Europy Zachodniej. Najwyższy zatem czas, by rozpocząć takie działania także w naszym kraju.