Zacięta żaglica to prawdziwy diabeł na kiju. Podczas holu często wyskakuje nad wodę. Daniel przeżył taki diabelski taniec u wybrzeży Senegalu.
Z wypiekami na twarzach stoimy na pokładzie i bacznie obserwujemy wodę za rufą naszej łodzi. Tam! – rozlega się głośny okrzyk. Olbrzymia płetwa grzbietowa żaglicy tnie powierzchnię wody. Rozedrgany miecz ryby trąca plastykową imitację mątwy. Widok zapierający dech w piersiach. Sailfish raz za razem agresywnie trąca mieczem nie uzbrojony wabik przynęty. Wkrótce ryba jakby spostrzega, że kawałek tworzywa sztucznego nie ma zbyt dużej wartości odżywczej i zaciekawia się Soun-Sounem. Tak nazywają miejscowi Ballyhoo, czyli małą belonę. Jest to jedna z naszych przynęt, które ciągniemy mniej więcej w odległości 20 metrów za łodzią. Równolegle do belony „pracuje” druga martwa ryba – Yaboy (tutejsza odmiana śledzia). Pomiędzy obydwoma przynętami szyper rozwiesił wcześniej „girlandę” wabików, gumowe imitacje mątw. Wabiki mają za zadanie zwabić ryby drapieżne na powierzchnię morza. Zauważyła przynętę! Żaglica „okłada” mieczem belonę. Woda rozbryzguje się i pieni pod wpływem gwałtownych ruchów ryby. Kurcze, czy to się nigdy nie skończy? Przecież mogłaby już w końcu wziąć! Mija minuta, dwie, a wielka ryba niezmordowanie „pracuje” mieczem. Trzy minuty. Nasze podniecenie sięga zenitu. – No połknij w końcu maleńka – odzywa się szyper. Nareszcie!
Żaglica otwiera pysk i wciąga Soun-Souna. Podbiegam do relingu i wyrywam wędkę z uchwytu. – Daj jej trochę czasu – poucza mnie szyper. – Jeszcze nie zacinaj! Włącz wolny bieg kołowrotka! Jest to chyba najtrudniejszy moment dla każdego wędkarza. Muszę zapanować nad przemożną chęcią natychmiastowego zacięcia ryby. Wiem jednak, przynajmniej teoretycznie, że gdybym teraz zaciął, haczyk prawdopodobnie nie zdołałby wbić się w rogowy pysk ryby.
Muszę pozwolić żaglicy połknąć przynętę. Brzęczyk kołowrotka aż jęczy, a ryba wyciąga żyłkę, że aż miło. – Tylko spokojnie – kolejna uwaga szypra. – Nie zacinać, jeszcze za wcześnie. Kołowrotek wydaje z siebie przerywane dźwięki, podobne do syreny policyjnej. – Teraz! Wyłączam wolny bieg szpuli i pochylam wędzisko nad wodę. Cholera, dlaczego żyłka teraz jest luźna? Czyżby ryba płynęła w moją stronę? Żaglica poczuła chyba niebezpieczeństwo, gdyż ostro ruszyła do przodu. Nareszcie mam kontakt z rybą! Zacinam! Energicznym ruchem unoszę kij do góry i haczyk nr 4/0 wbija się w przełyk ryby.
Potężna fontanna na powierzchni wody i nagle żaglica zamienia się w rakietę. Metalicznoniebieski błysk i miliony kropel wpadających z powrotem do wody. Ależ wyskok!
Taniec na ogonie
Hol żaglicy nie jest takim wysiłkiem fizycznym, jak hol marli-na lub tuńczyka. Największe żaglice dorastają do masy 25-40 kg, wyjątkowo tylko do 50 kg. Są jednak niesłychanie waleczne i urządzają iście diabelski taniec na wędce. W gwarze wędkarzy Big Game, hol żaglicy określany jest mianem „Tailwalking”, podczas którego ryba tańczy na ogonie, pokonując w ten sposób dziesiątki metrów nad wodą. Często też wyskakuje w powietrze i wykonuje jedno salto za drugim. Hol żaglicy jest tym bardziej spektakularny, im delikatniejszy jest sprzęt użyty do połowu.
Specjaliści łowią przeważnie na sprzęt o wytrzymałości 12 lbs. Mistrzom wystarcza sprzęt klasy 8, a nawet 4 lbs. Początkujący powinni jednak zaczynać od 20 lbs, by opanować technikę holu, a następnie przestawiać się stopniowo na coraz delikatniejsze wędki i żyłki. Moja żaglica dzielnie broniła się przez około 20 minut, potem pozwoliła się doholować do łodzi.
Chwyt za miecz, wciągnięcie na pokład, kilka pamiątkowych zdjęć i ryba wraca do wody. Od wielu lat na wysokości Dakaru rzadko kiedy uśmierca się złowione ryby. Nic więc dziwnego, że w tamtejszych łowiskach można mieć nawet 15-20 brań podczas jednego wyjścia w morze. Jeżeli na tyle brań uda się złowić 7-8 ryb, to jest to bardzo przyzwoity rezultat.
Tak duża różnica pomiędzy liczbą brań a liczbą złowionych ryb, jest czymś zupełnie normalnym. Nawet wybitnym specjalistom nie udaje się zaciąć wielu biorących żaglic. Moja ryba powoli zanurza się w głębinie. Jest jeszcze zmęczona po walce, ale znów wolna. Ja także jestem nieźle zmęczony. W oczach mam jednak znowu ten dziwny błysk i nic ani nikt nie jest w stanie przeszkodzić mi w obserwacji wody. Czy tam daleko nie była to przypadkiem płetwa żaglicy? W jednej sekundzie jestem znowu gotowy, żeby zmierzyć się z następną rybą.
Informacja
Położenie & sezon: Dakar jest stolicą Senegalu (zachodnie wybrzeże Afryki). W mieście tym już od ponad trzydziestu lat działa centrum wędkarskie obsługujące gości pragnących złowić żaglicę. Sezon trwa od czerwca do końca września. Czarter łodzi: podczas wyjazdów indywidualnych łódź można wyczarterować w Espadon Club de Saly, biuro w Paryżu – tel. 0033-1 -46 94 84 50, fax 46 94 84 59 lub w Centre de Peche Air Afrique, biuro w Paryżu – tel. 0033-1-44 21 33 18.
Cena: około 500 dolarów amerykańskich za jeden dzień
Wyjazdy: w Niemczech wędkarskie wyprawy morskie do Dakaru organizuje biuro Mabre Beluga Reisen, Bonner Str. 49, 53919 Weilerswist; tel. 02254/ 810 17, fax 02254/ 77 01.